previous post
Rzym pełen jest zabytków. Niewłaściwym podejściem byłaby szaleńcza pogoń za każdym, jeśli na zwiedzanie Wiecznego Miasta ma się tylko 24h. Dlatego zamiast słowa “zwiedzanie”, o wiele lepiej pasuje tu słowo “doświadczanie” – zabytków, kultury, kuchni. Po prostu kultowego miasta. Rzym zawsze był wysoko na naszej city break’owej Bucket List. Jeśli jest i na waszej, to zapraszam do wpisu.
PRZYSTANKI NA MAPIE
Zacznijmy zatem od listy miejsc, które znalazły się w naszym 1-dniowym planie. Pomiędzy poszczególnymi atrakcjami poruszaliśmy się pieszo, przy okazji przemierzając mniej znane miejsca i uliczki, a także robiąc przystanki na pyszne jedzonko (ale o tym później).
Po środku pewnego ruchliwego placu znajdują ruiny z czasów rzymskiej republiki. Tutaj zasztyletowany został Juliusz Cezar i to tutaj wypowiedział swoje słynne ostatnie słowa “i ty Brutusie przeciwko mnie”. Ale o tym fakcie szczerze mówiąc dowiedzieliśmy się dopiero poźniej. Ruiny zwróciły naszą uwagę ze względu na swoich nietypowych mieszkańców – kociaki! Znajdują się one pod odpowiednią opieką schroniska i wygląda na to, że mieszka im się tu całkiem dobrze! Więcej o rzymskich kotach znajdziecie tu.
Panteon to obok Fontanny di Trevi i Koloseum jedno z najliczniej odwiedzanych miejsc w Rzymie (nawet w covidzie kolejka do wejścia była solidna). Dawniej świątynia wielu bóstw, dziś świątynia chrześcijańska. Ciekawostką jest fakt, że to jedna z najlepiej zachowanych, a doszłam też do informacji, że i najlepiej zachowana, starożytna rzymska budowla i przykład doskonałości starożytnej architektury.
Wejście do Panteonu jest darmowe, ale trzeba pamiętać o rezerwacji jeśli planujemy wizytę w weekend czy święto. My w Rzymie byliśmy akurat w niedzielę, ale nie ogarnęliśmy tematu i nie zostaliśmy wpuszczeni do środka. A że przyszliśmy pod koniec dnia to nie było już szans zrobić rezerwacji na późniejszą godzinę. Tak więc uczcie się na naszych błędach 🙂
To chyba najpiękniejsza fontanna jaką widzieliśmy! Tłumy turystów gromadzące się wokół tego barokowego wodnego cuda nie są przypadkowe. Choć z uwagi na covid teraz nie ma ich wcale tak wiele – jak widać udało nam się zrobić zdjęcie na tle fontanny bez ludzi.
Piękne i falujące schody przy Piazza di Spagna prowadzą na wzgórze Trinita dei Monti, gdzie stoi kościół pod tym samym wezwaniem. Jak widać mieliśmy okazję oglądać to miejsce przy okazji maratonu i nie zdążyliśmy już przedostać się bliżej schodów z uwagi na rezerwację zwiedzania kolejnego miejsca z listy. Ale nic to, zawodnicy dostawali super doping od kibiców, co sprawiało, że atmosfera była mega pozytywna. To małe utrudnienie nie wpłynęło więc negatywnie na nasze doświadczenia 🙂
Budowla, która chyba najbardziej nas intrygowała i rozpalała podróżnicze zmysły. Nie omieszkaliśmy rzecz jasna wejść do środka. Koszt zwykłego biletu to 16 Euro i obejmuje on również wejście do Forum Romanum i na Palatyn. Można wykupić też ciut droższy bilet Full Experience, ale uznaliśmy, że normalny bilet nam wystarczy. I zatwierdzamy, że zdecydowanie było warto. Choć ludzi było sporo, a kontroli do wejścia aż 4 (wstępna biletu, green passa, znowu biletu i bezpieczeństwa), to całość poszła całkiem sprawnie.
Ten największy rzymski amfiteatr, który mógł pomieścić ok. 50 000 widzów, wybudowano w I w n.e.. Widowiska jakie można tu było oglądać to oczywiście walki gladiatorów czy polowania na zwierzęta. Ostatecznie, wraz z końcem antyku (ok. V wiek) nastał również koniec świetności Koloseum i zaniechanie spektakli. Od tamtej pory budowla niszczała, a w pewnym momencie służyła nawet jako kamieniołom materiałów budowlanych.
Później znów wpadliśmy na maraton. Niestety zrobił się lekki syf przez butelki, koce termiczne i inne śmieci wyrzucone przez biegaczy. Wydostanie się z terenu Koloseum również było utrudnione, ale ostatecznie daliśmy radę💪🏼
Plac, który dziś pełen jest fascynujących ruin, niegdyś stanowił najważniejszy plac i serce starożytnego Rzymu. Znajdowały się tu bydynki służące działalności politycznej, religijnej, handlowej i cywilnej. Osobiście uwielbiamy takie zabytki i jedyne czego możemy żałować to tego, że nie mieliśmy przy sobie przewodnika żeby lepiej orientować się co jest czym.
Ciekawostka
Ruinek jest na prawdę sporo, a największe wrażenie zrobiły na nas te należące do świątyń, z charakterystycznymi kolumnami. Jedna z nich to świątynia bogini Westy. Co ciekawe, wyczytaliśmy, że kult tejże bogini był w Rzymie żywy nawet już po przyjęciu chrześcijaństwa. A w świątyni poświęconej Weście (bogini ogniska domowego) stale płonął ogień, którego strzegły westalki. Były to kapłanki wybierane na owe stanowisko już jako dziewczynki, ich służba trwała 30 lat. W tym czasie musiały one żyć w czystości, a ewentualna utrata dziewictwa była karana śmiercią.
Ach, warto zaopatrzyć się w butelkę wielokrotnego użytku, a jeśli macie zwykłą sklepową, to nie wyrzucajcie jej po wypiciu. Na terenie Forum Romanum jest darmowy punkt uzupełniania wody 🙂
Przechodząc przez pierwszy renesansowy plac w Rzymie – Plac Wenecki – mijamy również Ołtarz Ojczyzny, a właściwie Pomnik Wiktora Emanuela II, lub Vittoriano. Dość sporo tych nazw. W każdym razie pomnik ma upamiętniać zjednoczenie Włoch, odbywają się tu również uroczystości państwowe, a w środku znajduje się kilka muzeów. Na górze jest też punkt widokowy.
Nasze pierwsze wrażenia z Watykanu? Czysto i niemalże pusto. Oczywiście jak widać po zdjęciach pusto nie było, ale Plac św. Piotra był praktycznie cały dla nas, a w kolejce do wejścia do bazyliki stało przed nami zaledwie kilka osób. Udało nam się zatem zwiedzić bezproblemowo plac i bazylikę. Niestety Muzea Watykańskie były w niedzielę zamknięte.
Bazylika św. Piotra to arcydzieło renesansu i baroku oraz największy chrześcijański kościół na świecie. Niezależnie od wyznania i celu wizyty, myślę, że miejsce to robi na turystach ogromne wrażenie. Wejście jest darmowe, również do Grot Watykańskich z grobami papieży. Jeśli jednak chcecie odwiedzić grób papieża Jana Pawła II, to znajdziecie go po prawej stronie bazyliki, jak tylko miniecie Piętę Michała Anioła.
Przed wyjazdem mieliśmy kilka polecajek knajpkowych oraz upatrzonych przez nas lokali, ale nie wszędzie nam się udało wejść. Głównie ze względu na to, że w niedziele wiele miejsc jest nieczynnych (to też warto wziąć pod uwagę, planując wycieczkę). Mimo wszystko, ostatecznie udało nam się zjeść dobrze, a w niektórych przypadkach wręcz przepysznie. Była pizza, makaron, suppli, ale i trochę słodkości!
W Rzymie nasz dzień planowaliśmy rozpocząć od pożywnego śniadania, raczej nie we włoskim stylu. No ale dolce vita, upatrzona przez nas śniadaniowania była nieczynna (zresztą i tak byśmy do niej nie doszli, bo maraton), więc postanowiliśmy, że zjemy w pierwszym lokalu na jaki natrafimy w drodze na tramwaj. I tak trafiliśmy na Il Maritozzaro, gdzie znaleźć można przede wszystkim szeroki wybór słodkości, w tym słodkie bułeczki il maritozzo, które są rzymskim specjałem. Jest to bułka drożdżowa wypełniona bitą śmietaną. Proste, a jakie smaczne! Później spotkałam się z komentarzami, że Il Maritozzaro to jedna z lepszych cukierni do spróbowania tego specjału.
Deroma to mała kawiarnia nieopodal Fontanny di Trevi. Weszliśmy do środka spontanicznie, głównie w nadziei na znalezienie jakiejś pożywnej bułeczki. Jednak zamiast tego, znaleźliśmy te oto piękne croissanty z nadzieniem pistacjowym. A musicie wiedzieć, że croissant z nadzieniem pistacjowym chodził za nami już od dłuższego czasu, no i generalnie na punkcie pistacji i kremu pistacjowego mamy lekkiego fioła. Nasze drugie śniadanie było zatem znów na słodko, choć to nadzienie nie było aż tak słodkie jak się tego spodziewaliśmy. Osoby, które szybko się przesładzają powinny być zatem zadowolone. I co istotne, kremu w środku nie poskąpiono!
Za dwa croissanty i jedno cappuccino zapłaciliśmy 8 Euro.
Rzymskie suppli można by opisać jako risotto zamknięte w kulce i usmażone w chrupiącej panierce. Podobno najlepszym miejscem, aby ich spróbować jest Suppli-Roma. Ale zgadnijcie co? W niedzielę było zamknięte. Na szczęście udało nam się tu znaleźć dobrą alternatywę, jaką jest Antico Forno Roscioli. Spora kolejka do wejścia tylko utwierdziła nas, że chyba dobrze trafiliśmy. No i faktycznie!
Ale to nie wszystko. W Antico Forno Roscioli warto też kupić pizzę na kawałki, która krojona jest na miejscu przez panią ekspedientkę. Za ladą leży sobie kilka podłużnych placków, z przeróżnymi składnikami. Od najprostszej margheritty, po ciekawą kombinację z ziemniakami. Możecie pooglądać każdy kawałek zza szybki i wziąć dowolny rodzaj pizzy w dowolnej ilości. Super rozwiązane! A jak smakuje? Cienka i chrupiąca, i choć jest to zupełne przeciwieństwo naszej ulubionej neapolitańskiej, to mnie totalnie kupiła. Dla Gracjana była z kolei okej, po prostu dobra. Jedno jest natomiast pewne, warto spróbować takiego rzymskiego street foodu, na pewno jest to smak jakiego do tej pory w Polsce nie zaznaliśmy.
Za 2 kulki suppli i kilka kawałków pizzy, widocznych na zdjęciu, zapłaciliśmy 12,52 Euro.
Polecano nam Pan’Unto w dzielnicy Trastevere, ale niestety restauracja była nieczynna. Wstąpiliśmy zatem do lokalu obok i na kolację uraczyliśmy się cacio e pepe, czyli makaronem z pieprzem i serem (pecorino). Do tego orzeźwiający aperol po całym dniu zwiedzania i oto mamy przepis na idealny włoski wieczór. Osobiście nie mamy co prawda zbyt dużego porównania, ale ten makaron jak najbardziej nam smakował. Do tego klimatyczny i niezatłoczony ogródek Ristorante de Cencia bardzo przypadł nam do gustu. Uliczki Trastevere i zlokalizowane w okolicy inne lokale również wyglądały bardzo sympatycznie. Ta dzielnica ma klimat!
Koszt 2 talerzy makaronu i 2 kieliszków aperolu w tej restauracji to 32 Euro.
Hostel Green Rooms, w którym się zatrzymaliśmy kosztował ok. 500 zł za 1 pokój na 2 noce. W tej cenie dostaliśmy pokój z prywatną łazienką i wspólną kuchnią, w której mogliśmy skorzystać z ekspresu do kawy. Nota hostelu na blokingu to 9.0. i była to jedna z lepszych ofert jeśli chodzi o stosunek jakości do ceny. Może nie były to żadne luksusy, ale pokój był czysty, całkiem przyjemny i nie za miliony monet. Plusem tego obiektu jest również bliskość stacji kolejowej Trastevere, gdzie przyjechaliśmy pociągiem z lotniska. Jedynie do centrum miasta trzeba podjechać parę przystanków tramwajem.
Jak już wspominałam wcześniej, po Rzymie poruszaliśmy się raczej pieszo, ale z samego rana zależało nam na oszczędności czasu (i nóg w sumie też), zatem do centrum chcieliśmy się dostać tramwajem. I zgadnijcie co! Po przejechaniu może dwóch przystanków musieliśmy wysiąść bo drogę przeciął nam maraton i tramwaje nie jechały dalej 😂 Ale wracając do transportu miejskiego, warto pamiętać, że bilety można kupić tylko w kioskach i cena jednorazowego biletu to 1,50 Euro.
Natomiast jeśli chodzi o pociągi, to korzystaliśmy z nich tylko żeby dostać się z i na lotnisko, a bilety kupowaliśmy na stacji. Za bilet z lotniska Fiumicino na stację Trastevere płaciliśmy 8 Euro za osobę.
Za bilety lotnicze z Krakowa do Rzymu płaciliśmy 504 zł za 2 osoby w 2 strony. Cena ta nie obejmowała bagaży i wyboru miejsc. Lecieliśmy Wizzair’em.
Zupełnie nie odczuliśmy małej ilości czasu na zwiedzanie. Odczuliśmy za to wciąż dość wysokie wrześniowe temperatury i ból w nogach pod koniec dnia, ale i tak było warto. Miasto posiada piękne i ikoniczne wręcz zabytki (absolutnie żaden nas nie rozczarował) i można tu zjeść na prawdę smacznie. Z resztą z tego przecież Włochy słyną, czyż nie? Ponadto, Rzym to miasto kociaków! 🙂 Także mając taką mieszankę, pomimo paru komplikacji, nasz 1-dniowy wypad do Rzymu uważamy za bardzo udany. Mam nadzieję, że ten wpis okazał się w jakiś sposób dla Ciebie pomocny i też spędzisz w Wiecznym Mieście super czas 🙂
Z wykształcenia kulturoznawca. Po studiach rzuciła wszystko i wyjechała na Islandię, w której zakochała się bezpowrotnie. Tam też odkryła w sobie pasję do podróżowania. Oprócz tego jest miłośniczką zimy, skoków narciarskich i kotów.
This website uses cookies to improve your experience. We'll assume you're ok with this, but you can opt-out if you wish. Accept Read More