W październiku ubiegłego roku, zmęczeni na prawdę pracowitym sezonem na Islandii, postanowiliśmy wybrać się pierwszy raz w swoim życiu na wakacje typu all inclusive. Jak zawsze preferujemy aktywny wypoczynek, tak tym razem mieliśmy ochotę przede wszystkim na leżenie, kąpiele w morzu, lekkie spacery, popijanie drinków i jedzenie wszystkich pyszności, które się nam podstawi pod nos. Do tej pory, pracując w islandzkich hotelach, zajmowaliśmy się dosłownie wszystkim co można w hotelu robić, zatem miłą odmianą było dla nas znalezienie się po tej drugiej stronie. Po rozważeniu różnych czynników wybraliśmy jedną z Wysp Kanaryjskich – Fuerteventurę.
Nasz hotel i plaże, na których byliśmy
Spalona słońcem Fuerteventura jest drugą pod względem wielkości, a dla nas drugą odwiedzoną wyspą archipelagu Wysp Kanaryjskich. Przez cały rok jest tu gorąco, zatem również w październiku, kiedy to miała miejsce nasza wizyta. Jedynie ocean mógłby być cieplejszy. Liczne plaże są na prawdę naturalnie piękne – długie, szerokie i złociste (w przeciwieństwie do Teneryfy), zatem idealne na tzw. leżing, plażing i smażing.


Nie zwiedzaliśmy wyspy. Fuerteventura nie jest może naszpikowana zabytkami czy innymi interesującymi miejscami, ale nie oznacza to, że nie ma ich wcale, toteż poruszanie się tylko i wyłącznie w promieniu 5 km dookoła naszego hotelu miało słodko-gorzki smak. Z pewnością jeszcze kiedyś wrócimy tutaj, na własną rękę obejdziemy wyspę wzdłuż i wszerz i opowiemy wam co Fuerteventura ma do zaoferowania 🙂 Tymczasem, jak wyglądały nasze wakacje all inclusive?

Hotel R2 Pajara Beach to 4-gwiazdkowy spory hotel (na początku można się pogubić) położony tuż nad brzegiem oceanu, pomiędzy dwoma dużymi plażami Costa Calma i słynną Sotavento. Przy samym hotelu znajduje się mała piaszczysta zatoczka, według map Google jest to plaża o uroczej nazwie H10. Sama zatoczka też jest urocza, otoczona skałkami, pod którymi chowają się strachliwe kraby.

Na terenie obiektu znajdują się trzy baseny, mini spa, siłownia, boisko do siatkówki plażowej i kort do tenisa, duża restauracja hotelowa, restauracja à la carte i 4 bary. Bez ograniczeń mogliśmy jeść i pić podczas śniadań, obiadów, kolacji oraz w barze basenowym, gdzie w wyznaczonych godzinach pojawiały się liczne przekąski. Na szczęście lodówka z lodami stała cały czas 😉 Alkohole były nielimitowane w wyznaczonych barach w godzinach 10-23.



Co było najlepsze podczas naszego pobytu? To, że przez cały tydzień mogliśmy nurkować z rurką w poszukiwaniu podwodnych stworzeń, spacerować po tych pięknych plażach, a w drodze na nie – karmić wiewiórki mieszkające w okolicy. Graliśmy też w tenisa na hotelowym korcie, skorzystaliśmy z siłowni, a wieczorami sącząc kolorowe drinki graliśmy w nasze podręczne i niezastąpione gry karciane. Jaipur, Zombiaki 2, Shotten Totten, Pojedynek – najlepsze dla 2 osób!

Wody okalające Fuerteventurę uznaliśmy za wyśmienite na nasz pierwszy snorkeling i przetestowanie nowo zakupionego sprzętu dla amatorów. Podwodny świat nie jest tu bardzo bogaty i kolorowy, ale jeśli fale nie są duże to woda potrafi być na prawdę przejrzysta i pełna ryb. Dość szybko oswoiliśmy się z oddychaniem przez rurkę i po kilku dniach poszukiwań natrafiliśmy na duże ławice ryb, których łuski mieniły się pod światłem. Spotkaliśmy też kilka innych gatunków, mniejszych i większych, ale mimo uporczywych poszukiwań nazw tych gatunków, do tej pory nie wiemy co to były za okazy.

Ach, no i oczywiście nie mogło zabraknąć dmuchanego flaminga.

Warto wspomnieć o plaży Sotavento bo uważana jest za jedną z najpiękniejszych w Europie i podobno na świecie. Liczy sobie 9 km długości, toteż raczej nigdy nie jest przeludniona. Piasek jest jasny i czysty, a po środku plaży często tworzą się małe laguny spowodowane przez przypływy. Dość mocno potrafi tu zawiać, więc plaża jest odpowiednia do uprawiania windsurfingu i kitesurfingu. Sotavento od hotelu dzieli mniej więcej 3 kilometrowy odcinek drogi, połowa wiedzie przez wysuszone chaszcze.


W trakcie naszego pobytu Gracjan obchodził swoje 25 urodziny i hotel przygotował dla niego miłą niespodziankę! Gry wróciliśmy po południu do naszego pokoju, na stole zastaliśmy list z życzeniami po polsku (nie do końca poprawnie napisany, ale w końcu liczy się gest), a w lodówce czekał tort i butelka szampana. Jak widać na zdjęciu obok solenizant bardzo się ucieszył 🙂 Dziękujemy!

Tam gdzie my, tam i koty 😉

Czy warto było?
Na Fuerteventurę warto było pojechać, ale nie na wakacje all inclusive. 6500 zł za tydzień to dość wygórowana cena, za którą moglibyśmy zrobić dużo więcej i jeść dużo bardziej różnorodne i lepszej jakości jedzenie. Płacąc taką a nie inną kwotę szkoda było już wydawać na posiłki poza hotelem, zatem byliśmy trochę „uwiązani” do restauracji hotelowej, której jedzenie gotowane jest dla dużej ilości turystów i było w większości przypadków po prostu przeciętne. Nawet nasz ulubiony melon nie smakował tak samo. Niektóre drinki były serwowane w papierowych kubeczkach i wydawały się sztuczne. Piwo i sangria również były przecięte w smaku, gdyż były rozcieńczane. W takich miejscach warto za to pić nalewane prosto z butelki wina, cavę, gin z tonickiem czy whiskey z colą.
Podczas tych wakacji przekonaliśmy się, że stworzeni jesteśmy do podróżowania na własną rękę, bez ograniczeń, a leżenia plackiem na plaży długo nie wytrzymamy. I mimo, że opcji all inclusive już raczej nigdy nie powtórzymy (przynajmniej w najbliższej przyszłości), to i tak bardzo doceniamy, że mogliśmy sobie pozwolić na odpoczynek w tej przepięknej scenerii, która nas otaczała, tylko we dwoje.
1 comment
Na pewno było warto 😉